
Tekst przeniesiony ze strony kspiaseczno.jogger.pl za zgodą autora.
Włodarze Piaseczna wielokrotnie zapewniali, że sport jest im bliski, zaś wszystkie podejmowane przez nich decyzje mają na celu polepszenie jego kondycji i wyeliminowanie toczących go patologii. Tymczasem na najważniejszej imprezie, Podsumowaniu Roku Sportowego 2011, nagrodę za działalność na rzecz sportu otrzymał... prezes Krzysztof Krakowiak!
Choć Klub Sportowy Piaseczno od dłuższego czasu zmaga się z problemami finansowymi, ubiegły rok był bez wątpienia najgorszym w XXI wieku. Stadion, na którym jeszcze dekadę temu trenowała piłkarska reprezentacja Polski, przypomina teraz pastwisko - i to nie tylko dlatego, że nawiedziła nas największa od wielu lat powódź, która podtopiła wszystkie trzy place, zwane górnolotnie boiskami.
Jeszcze gorzej mają się sprawy finansowe. Klub od trzech lat notuje wyłącznie straty, jego długi sięgają - wg różnych źródeł - od 200 tysięcy do 400 tysięcy złotych (choć prezes powiedział ponoć, że jest 60 tysięcy „na plusie”), trenerzy dostają wypłaty ze sporym poślizgiem, a gdyby nie rodzice, płacący z własnej kieszeni za to, co powinien zapewnić im KS, połowa roczników młodzieżowych zostałaby rozwiązana. Mało tego, groźba takiego rozwiązania nadal istnieje. Co najmniej dwa piłkarskie roczniki naszego klubu są poważnie zagrożone i kto wie, czy przystąpią do rundy wiosennej. Kto wie, czy przystąpi do niej którykolwiek z roczników! Z nieoficjalnego (ale dość pewnego) źródła wiem, że KS ma poważne problemy z rozliczeniem się za ubiegłoroczną dotację. Jeżeli tego nie zrobi, nie będzie mógł wystartować w tegorocznym przetargu, a co za tym idzie - nie dostanie ani grosza!
Długi KS-u są tym dziwniejsze, że od ponad 3 lat klub nie musi utrzymywać pochłaniającej najwięcej środków piłki seniorskiej, która przeszła pod egidę Marcina Wojteckiego. Klub nie musiał także utrzymywać męskiej drużyny koszykówki, którą sponsorował PWiK. Mimo to otrzymywane z gminy pieniądze (fakt faktem, że mniejsze niż w ubiegłych latach) „gdzieś” się rozpływały. Doszło nawet do tego, że rozpadła się solidna żeńska drużyna koszykówki, ze zdolnymi Kopeć, Petryką, Toporowską czy Dąbrowską! Część zawodniczek poszła grać do Siedlec, część zawiesiła bądź zakończyła kariery. Co prawda KS-owi udało się naprędce sklecić drużynę, złożoną w stu procentach z juniorek (walczących z konieczności na dwóch frontach - juniorskim i seniorskim), ale nikt nie ma wątpliwości, że prawdziwy zespół został rozbity...
Wszystkie nieprawidłowości mogła wyliczyć prezesowi Krakowiakowi komisja rewizyjna, w skład której wchodzili między innymi Andrzej Lewandowski i Krzysztof Posudziejewski. Mogła, gdyby tylko została dopuszczona do głosu. Prezes, stosując iście białoruskie metody, tuż przed sprawozdaniem komisji, nie pozostawiającym na nim suchej nitki, zdecydował o... jej rozwiązaniu!
Mało? No to na koniec prawdziwa bomba. Jakiś czas temu „Super Express” ujawnił, że prezes Krakowiak... mógł fałszować dokumenty! Gazeta opublikowała podpisany przez niego (!) dokument, w którym przyznaje się (!) do przestępstwa karno-skarbowego! Prezes Krakowiak wystawił tajemniczą umowę o dzieło dla sprzątaczki, opiewającą na kwotę 4204 zł brutto. Okazuje się jednak, że tak wysoka suma wpisana została tylko dlatego, by... klubowa sekretarka nie miała problemów z ZUS-em.
Dla przypomnienia:
- Zarząd informuje, że wypłaty te były przeznaczone na uzupełnienie wynagrodzenia Pani X (sekretarki - red.), za wykonaną pracę na rzecz Klubu, a osoba Pani Y (sprzątaczki - red.) pojawia się tylko dlatego, aby nie komplikować Pani X (sekretarce - red.) rozliczeń z ZUS-em ze względu na określone limity zarobków po przejściu na emeryturę - czytamy w piśmie podpisanym przez K. Krakowiaka.
Jak to się stało, że człowiek, za którego rządów doszło do tak dramatycznego upadku klubu, który przez wiele lat był chlubą gminy, zostaje za to uhonorowany? Jak to się stało, że włodarze miasta - wiedzący o publikacji „Super Expressu” - wręczają mu puchar czy pamiątkowy dyplom, a nie wezwanie do sądu? Wreszcie jak to się stało, że prezes Krakowiak, zdający sobie zapewne sprawę z KATASTROFALNEJ sytuacji KS-u, dumnie prężył się na Balu Sportu i bez cienia zażenowania odebrał przyznaną mu nagrodę?
Czy kryterium przyznawania wyróżnień wyglądało tak, iż kapituła (radni?, władze GOSiR-u?) rzuciła z daleka okiem na stadion, i po skonstatowaniu, że w miejscu rozpadających się trybun nie stoi Tesco, a zamiast kolejnego osiedla „ulubionego” dewelopera nadal jest zaznaczone 2 bramkami pastwisko, uznała, że za tak wielkie zasługi należy się puchar? A może kondycję klubu sportowego mają po prostu gdzieś, ponieważ - niezależnie od tego, co się u nas dzieje - na balach od lat hulają te same twarze? Czy tym wszystkim rządzą jakieś prywatne interesy, spychające sport na dalszy plan? Nie wiem...
Z mojej - kibica - perspektywy wygląda to tak, że sport (zwłaszcza piłka nożna) traktowany jest przez włodarzy miasta jako największe zło, a każdy, kto może w jakikolwiek sposób doprowadzić do jego upadku, jest w gminie mile widziany. Coraz niższe dotacje na kluby sportowe, brak jasnej decyzji w sprawie przyznania prezesowi Wojteckiemu groszowej (w porównaniu do planowanego skatepatku) kwoty na ratowanie seniorskiej piłki, wreszcie nieciekawa sytuacja z GOSiR-em, która może skończyć się - wedle czarnych prognoz pragnących zachować anonimowość pracowników - upadkiem pierwszoligowej drużyny kobiecej i kompletną degrengoladą gminnego sportu... Właśnie tak piaseczyńscy radni „kochają” sport. Najgorsze jest to, że mają w tym spore wsparcie lokalnej prasy, która nie raz określała nas mianem patologii czy pseudokibiców...
Mam nadzieję, że osoby odpowiedzialne za piaseczyński sport w porę się opamiętają i sobotnie popołudnia nadal będziemy mogli spędzać nie w lesie chojnowskim, ale na stadionie - jedynym miejscu, które oferuje nam jeszcze to miasto...
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie